Patron dla młodych

Z ks. dr. hab. Damianem Bednarskim, postulatorem procesu beatyfikacyjnego Czcigodnego Sługi Bożego ks. Jana Machy, rozmawia Krzysztof Gajkowski

Dziś beatyfikacja Czcigodnego Sługi Bożego ks. Jana Machy. Czym może ubogacić naszą duchowość, wiernych XXI wieku, nowy błogosławiony?

- Ksiądz Jan Franciszek Macha, młody śląski duchowny, od dziś, 20 listopada, możę być oficjalnie wzywany jako orędownik z nieba. Jak każdy błogosławiony i święty, on także niesie nam konkretne przesłanie na nasze czasy. Postawa, przykład życia i nauka dane przez błogosławionych nigdy się nie dezaktualizują. W przypadku ks. Jana Machy na pierwszy plan jego przesłania wysuwa się odwaga. Nowy błogosławiony uczy nas, że niezależnie od okoliczności, w jakich przychodzi nam życie i podejmować decyzje, powinniśmy mieć odwagę w czynieniu dobra i obronie wartości. Są takie wartości, dla których warto wiele zaryzykować, nawet własne życie. Ten młody kapłan wiedział, że niosąc wsparcie rodzinom powstańców śląskich w czasie wojny, naraża się okupacyjnej władzy. Pomimo to zaryzykował. Wyżsdzym dobrem było dla niego dać wsparcie cierpiącym. Wiedział, co mu grozi w czasie ciemnej nocy okupacji, a mimo to był odważny w czynieniu dobra. Zainicjował dużą akcję charytatywną, której nie udało się utrzymać w ścisłej tajemnicy. Znał związane z tym niebezpieczeństwo, a jednak nie zszedł z obranej drogi.

Uczynił to jako kapłan wierny swojemu powołaniu?

- Tak. Wiedział, że jako kapłan nie może zdezerterować z posługi, do której wzwał go sam Bóg. Tu widzimy drugi rys nauki, jaką nam daje ks. Jan Macha na nasze czasy. Jest to wierność powołaniu. W jego przypadku było to kapłaństwo. Przenieśmy to jednak do swojego życia - jako wierność powołaniu małżeńskiemu, rodzicielskiemu. Żyjemy w czasach, gdy wierność jest deprecjonowana, wyśmiewana i lekceważona. To wszystko sprawia, że wielu ludziom w łatwością przychodzi ucieczka, porzucenie powołania i wybór tego, co pozornie wydaje się łatwiejsze. Ksiądz Jan mówi nam, że to zła droga. Jedyny wybór, który nadaje wartość naszym decyzjom, to nieustanna walka o wierność i wytrwanie w tym, do czego wezwał nas Bóg. Wiernym należy być do końca.

Ksiądz Jan Macha zostanie patronem katowickich seminarzystów przygotowujących się do kapłaństwa?

- Zniechęcenie i ucieczka od powołania dotyka także stan duchowny i kleryków przygotowujących się do przyjęcia święceń kapłańskich. Tymczasem ks. Jan rok czekał na przyjęcie do seminarium. Gdy zdecydował się na drogę kapłańską, po maturze w 1933 roku, wszystkie miejsca w seminarium były już zajęte, gdyż pod dachem Śląskiego Seminarium Duchownego mieściło się 140 alumnów. Przez rok czekał, studiując na Uniwersytecie Jagiellońskim prawo i administrację. Był cierpliwy. Po roku rozpoczął naukę w seminarium.

Ksiądz Jan to wspaniały patron dla seminarzystów - by tak jak on z oddaniem i wiernością czekali na możliwość pełnienia swej misji. Tak jak on powinni odczytywać napotykające ich trudności - jako naukę, którą daje Bóg, jako potrzebne przygotowanie do tego, co On sam zamierzył wobec nas. Dziśzbyt pochopnie - tak mi się wydaje - młodzi mężczyźni rezygnują z powołania już na etapie jego rpozpoznania, a część także podczas formacji seminaryjnej. Ksiądz Jan Macha to dobry orędownik, by za jego wstawiennictwem modlić się w intencji kleryów i prosić o kolejne dobre, trwałe powołania.

Podczas swej posługi kapłańskiej był blisko wiernych?

- Był blisko wiernych - zarówno tych, z którymi niósł pomoc, jak i tych, których wspierał. Nowy błogosławiony uczy nas więc wrażliwości na potrzeby innych. Pomoc, jaką niósł ludziom utrudzonym i cierpiącym w czasie okupacji, nie była tylko wsparciem finansowym. Zanosił do śląskich rodzin prześladowanych przez okupanta nade wszystko nadzieję. Rozmawiał z nimi i podnosił na duchu. Wykazał się wielkim współczuciem, empatią, zrozumieniem i czułością wobec tych, którzy właśnie tego potrzebowali. Wizyta kapłana była światłem rozpraszającym mrik trudnych czasów. Jego przyjście oznaczało, że o potrzebujących ktoś myśli, że nie są sami. Kiedy słyszę apele Papieża Franciszka o towarzyszeniu potrzebującym, wzór tej postawy widzę właśnie w ks. Janie. On udawał się na peryferia, o których mówi Ojciec Święty. Bo to przecież nie musi być daleka Afryka czy Amazonia. To są po prostu zatroskane i zgnębione ludzkie serca, dla których rozmowa, uśmiech czy właśnie odwiedziny kapłana - to znak Bożej obecności i promień nadziei. Ksiądz Jan odpowiadał na biedę materialną okupowanego Śląska. Dziś biedy materialnej jest mniej, ale biedy duchowej i moralnej, nałogów i samotności - ogrom. Na to także trzeba odpowiadać i nie możemy tłumaczyć się, że nie pozwalają nam na to okoliczności, wrogość wobec Kościoła, obostrzenia pandemiczne czy inne trudności. Ksiądz Macha mówi wprost, że niezależnie od okoliczności - musimy działać.

Pomoc niesiona podczas okupacji rodzinom powstańców śląskich świadczy o jego miłości do Ojczyzny?

- Bez wątpienia tak. Gdy rodził się mały Janek Macha, był rok 1914. Śląsk był włączony do Rzeszy Niemieckiej. W domu naszego błogosławionego panował jednak duch polski. Janek odebrał patriotyczne wychowanie, które miało swoje przedłużenie w gimnazjum klasycznym w Królewskiej Hucie. Wychowawcami w gimnazjum byli dawni powstańcy śląscy. Ta atmosfera była żywa także w seminarium duchownym. Przypomnijmy, że pierwszy śląski ordynariusz, biskup August Hlond, śląskie seminarium umieścił w Krakowie, by przyszli kapłani wzrastali w królewskim mieście, by do służby Bożej przygotowywali się także w miłości do Polski. Edukacja i formacja ks. Jana były więc naznaczone miłością do Ojczyzny. Jako kapłan nie wyrzekł się tego. Widzac cierpienie Polaków podczas okupacji, czuł się zobowiazany do okazania im wsparcia.

Ksiądz Jan Macha to oczywiście męczennik za wiarę, ale nie mamy wątpliwości, że on cierpiał, bo cierpiała jego Ojczyzna. To spowodowało, że tym brutalniej obchodzili się z nim Niemcy.

Jak jego postawę przełoży na nasze czasy?

- Nie wyobrażam sobie, by mógł zostać świętym czy błogosławionym ktoś, kto nie kocha swojej Ojczyzny. Mamy przecież to zapisane w IV przykazaniu, w którym mieści się szacunek dla naszej Ojczyzny i rodzimych tradycji. Pamiętamy ewangeliczną scenę, gdy Jezus Chrystus zapłakał nad Jerozolimą. To jest więc nasza perspektywa wiary, by kapłaństwo - tak jak inne powołania - przeżywać w miłości do Ojczyzny, bez wywyższania się i pogardzania innymi nacjami. Ze zdrową miłością i troską wobec tego, co nasze, rodzime, polskie. Torturowany w więzieniu ks. Macha listy do rodziny mógł pisać tylko po niemiecku, ale ostatni list nadany tuż przed egzekucją podpisał "Hanik". Nie Johannes, jak to czynił wcześniej. Użył polskiego zdrobnienia, jakim zwracano się do niego w domu rodzinnym. Pożegnał się z najbliższyjmi po polsku. Tak jak dyktowało mu serce.

Zginął młodo, mając zaledwie 28 lat.

- Z tego powodu bliski jest współczesnej młodzieży. Ludzi młodych pociągają radykalne postawy. Ksiądz Jan Macha właśnie taki był - zaangażowany w dobro całym sobą, od najmłodszych lat. Jako nastolatek angażował się w życie parafii, działał w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży Polskiej (dziś KSM), uprawiał sporty - z drużyną piłki ręcznej zdobył wicemistrzostwo Polski, grał w teatrze, tańczył i śpiewał. Jego życie to przeciwieństwo bylejakości i nudy. Nadal możę inspirować, ale jest jeden warunek - zainspiruje tylko tych, którym się chce! Jemu się chciało, i to powinien być dla nas wzór. Już jako wikary w Rudzie Śląskiej, pomimo wojny zgromadził wokół siebie młodzież, studentów, młodych z sodalicji mariańskiej, harcerzy i członków KSM. To z nimi prowadził akcję pomocową "Opieki Społecznej". To dobry patron ludzi młodych jednoczących się w Kościele.

Dziękuję za rozmowę.

Źródło: Krzysztof Gajkowski, Patron dla młodych, w: Nasz Dziennik nr 269/20-21.11.2021, s. M4.

Komentarze