Cel swój osiągnąłem

Umieram z czystym sumieniem. Żyłem krótko, lecz uważam, że cel swój osiągnąłem. Nie rozpaczajcie! Wszystko będzie dobrze. Bez jednego drzewa las lasem zostanie. Bez jednej jaskółki wiosna też zawita, a bez jednego człowieka świat się nie zawali" - to słowa z pożegnalnego listu ks. Jana Machy, napisane do najbliższych cztery godziny przed egzekucją. Stały się zobowiązaniem do modlitwy i pamięci o kapłanie, który zginął za pomoc rodzinom represjonowanym przez III Rzeszę na Górnym Śląsku podczas II wojny światowej. Ksiądz Jan macha został zgilotynowany w katowickim więzieniu kwadrans po północy z 2 na 3 grudnia 1942 roku. Miał 28 lat. Z rąk Niemców podczas wojny zginęło na Śląsku bardzo wielu kapłanów, ale na gilotynie śmierć poniósł tylko jeden - ks. Macha.

Jak napisała w swoich wspomnieniach jego młodsza o dziewięć lat siostra Róża, w wieczór poprzedzający egzekucj w rodzinnym domu ks. Jana nitk nie mógł spać. Kwadrans po północy ze ściany spadła porcelanowakropielnica, ale się nie potłukła. Na godzinie 00.15 zatrzymał się też w salonie zegar z kukułką. Później żaden zegarmistrz nie był w stanie go naprawić. Rodzina nie wiedziała wówczas, że dokładnie o tej porze ks. Jan odszedł do domu Ojca. Do końca żywiła nadzieję na ocalenie ks. Machy. Mama kapłana pojechała nawet do Berlina, by prosić o ułaskawienie syna.

Z pomocą polskim patriotom

Ksiądz Jan urodził się 20 stycznia 1914 r. w Chorzowie Starym. Był Ślązakiem z dziada pradziada, jego tato pracował w przemyśle i prowadził gospodarstwo rolne. W rodzinie Machów panował propolski duch, sprzyjano Wojciechowi Korfantemu, który w Reichstagu domagał się przyłączenia Górnego Śląska do przyszłego państwa polskiego.

1 września 1939 r. Niemcy tereny te wcielili do III Rzeszy, a walczących o polskość prześladowali. - Niemcy walczyli z polską inteligencją od pierwszych dni września, najpierw przeprowadzając akcję Tannenberg, a poźniej Intelligenzaktion, kiedy w rejencji katowickiej zatrzymano i osadzono w obozach 3162 osoby, by pozbyć się tych, którzy mogli działać w konspiracji. Pomimo szeroki zakrojonych represji wobec inteligecneji i wartwy przywódczej, do któej należeli powstańcy śląscy, nie udało się zahamować rozwoju ruchu oporu na Śląsku - przypomina prokurator Ewa Koj z pionu śledczego IPN, która prowadziła ślecztwo w sprawie śmierci ks. Jana Machy. Jej ustalenia były bardzo pomocne podczas procesu informacyjnego.

Ksiądz Jan Macha, chodząc po kolędzie w swojej pierwszej parafii - św. Józefa w Rudzie Śląskiej, już w 1939 roku dostrzegł ogromną biedę rodzin pozbawionych przez Niemców mężów i ojców. Nie pozostawił potrzebujących na łasce losu, ale szybko zorganizował pomoc, w którą włączył m. in. harcerzy. - Musiał się liczyć z umieszczeniem w obozie koncenctracyjnym i rozstrzelaniem. Charakter prowadzonej przez niego akcji charytatywnej był bardzo niebezpieczny, a on sam był potrzegany jako osoba, która pomaga wrogom niemczyzny - podkreśla dr Andrzej Sznajder, dyrektor Oddziału IPN w Katowicach.

Podczas procesu beatyfikacyjnego padło pytanie z Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych: Dlaczego ks. Macha angażował się w nielegalną pomoc, skoro działała Caritas niemiecka? Wielu nie ma już świadomości, jak ogromnym represjom byli poddawani podczas wojny Polacy.

- Caritas nie mogła objąć pomocą rodzin polskich patriotów, którzy w warunkach Górnego Śląska byli skazani na nieistnienie, a ich rodziny pozbawiono środków do życia i domów. Taki los spotykał powstańców śląskich i ich rodziny - tłumaczy dr Sznajder.

Rodzinom z pomocą duchową i materialną pospieszył wynoszony dziś na ołtarze kapłan.

- Ksiądz Jan - ze względu na osobowość, która pociągała ludzi - potrafił stworzyć organizację Opieka Społeczna, pomagającą rodzinom osób więzionych i pomordowanych w czasie okupacji niemieckiej. Swoim skutecznym działaniem wzbudził zainteresowanie szefów Siły Zbrojnej Polski, organizacji będącej na Śląsku przedstawicielem Związku Walki Zbrojnej. Opieka Społeczna została włączona w jej struktury. Ksiądz Jan nie wykonywał żadnych czynnośći związanych z walką zbrojną, niemniej miał kontakty z członkami ruchu oporu - wyjaśnia prokurator Ewa Koj. - W ramach śledztwa IPN udało nam się znaleźć wyrok akt oskarżenia ks. Jana Machy, czyli dokumenty, które pokazują, jak zostało przygotowane śledztwo przeciwko niemu i jak doprowadzono do tego, żezostał zamordowany w majestacie niemieckiego prawa - dodaje prokurator.

Aresztowanie

Pomimo ogromnego ryzyka dekonspiracji ks. Jan Macha do 5 września 1941 r., czyli do aresztowania, prowadził swoją działalność. Chodził żebrać po majętniejszych rodzinach, by móc przekazać pieniądze potrzebującym. Jego nazwisko i kulisy działaności ujawnił torturowany Cezary Lazar, szef śląskiej siatki. W efekcie aresztowano ok. 500 osób. Gestapo zatrzymało ks. Jana Machę na dworcu w Katowicach. Trafił do Ersatz-Polizei Gefangnis Myslowitz (Tymczasowe Więzienie Policyjne w Mysłowicach), gdzie ponowały bardzo trudne warunki. Kapłana poddano licznym przesłuchaniom, podczas których stosowano wyrafinowane metodyd: był bity tzw. bykowcem (dostawał nawet 120 uderzeń), kopany. Śledczy drwili z Pana Boga i religii, a także z kapłaństwa.

Z więzienia zwanego przedpiekłem Oświęcimia 13 listopada 1941 r. ks. Macha trafił do zakładu karnego w Mysłowicach. Wówczas otrzymał prawo do kontaktu listownego z rodziną - raz w miesiącu. W rodzinnym archiwum zachowały się listy z więzienia. Dużo w nich próśb o modlitwę, ale też zapewnień o duchowym wsparciu rodziny, wiele nadziei i ufności w Bożą Opatrzność. Spojrzenia na życie z perspektywy wieczności, dokąd wszyscy zmierzamy.

"Jestem oskarżony, że działając jako Polak, powagę oraz dobro niemieckiego narodu i państwa poniżyłem i szkodziłem, podejmując działanie oderwania obszaru do Państwa Niemieckiego należącego, co kwalifikuje się jako zdrada stanu" - dzielił się z najbliższymi w liście pisanym w Wielki Czwartek 2 kwietnia 1941 r. Jednocześnie zapewniał o modlitwie: "Wychwalam Boga w ten sposób, który jest tutaj możliwy, i proszę Wszechmocnego, żeby Was, kochani Rodzice, pocieszył. Bo niczego mi nie jest tak żal, jak bym widział Wasze smutne twarze i przejęte bólem serca. Mam nadzieję, że Pan Bóg Was pocieszy".

W innym liście dawał świadectwo swojej wierze, która dodawała mu sił: "Kochani Rodzice, te miesiące mojego uwięzienia są bardzo bogato pouczające, nawet bardzo drogie. Oni mnie zamknęli i dali do zrozumienia, że to życie tylko z Bogiem i dla Boga ma znaczenie. Jak traktuję to życie jak ścianę lnianą i mogę sobie dużo wyobrazić, a wystarczy tak mało, aby być szczęśliwym teraz i w wieczności. Potrzeba tylko dla Boga i z Bogiem żyć".

Ksiądz Jana przeniesiono z Mysłowic do więzienia w Katowicach. Po całodniowym procesie 17 lipca 1942 r. został skazany na karę śmierci. Kapłan sam wygłosił półtoragodzinną mowę w swojej obronie, tłumaczył, że czynił wszystko na wzór Jezusa. W tym dniu na korytarzu trwała na modlitwie jego rodzina, która zamowiła też Mszę św. w intencji ks. Jana.

Po ogłoszeniu wyroku nie stracił spokoju. Swojemu przyjacielowi ks. Gaszowi przekazał karteczkę z modlitwą do Chrystusa o miłość: "Oddaję się Jemu z całą moją osobowością". Pomimo wielu zabiegów rodziny i władz kościelnych nie udało się zmienić wyroku. Ksiądz Jan więziony był już do śmierci w Katowicach. W więzieniu też służył innym więźniom posługą kapłańską.

Raz w miesiącu mógł odbyć widzenie z rodziną. Do końca miał nadzieję, że uda mu się wyjść na wolność, którą dzielił się w listach: "Kochani Rodzice i Rodzeństwo! W moich myślach jestem bardzo często z Wami w domu. Przypominają mi się bardzo często wieczory w domu przy stole, cośmy razem spędzali i opowiadali. Szczęśliwym się wtedy czułem, a tym bardziej, jak widziałem, że Wy, Rodzice, byliście szczęśliwi. Dziś mogę tylko jedno dla Was zrobić, modlić się do Boga, by Wam błogosławił, podtrzymywał na duchu i pocieszył".

W Katowicach mógł już korzystać z sakramentów świętych, czego przez blisko rok był pozbawiony w Mysłowicach.

Kapelan więzienny ks. Joachim Besler, werbista, napisał: "Przez cztery miesiące widywaliśmy się co tydzień z ks. Machą, podając mu Komunię św. Opowiadali mi koledzy niedoli, że w Mysłowicach katowano ks. Machę w straszny sposób. Gürtler wyraził się, żę ciało jego było czarne jak węgiel (od bicia)".

Pamięć najbliższych

Na Górnym Śląsku cały czas żyje rodzina ks. Jana Machy, w której kultywowana jest pamięć o szczególnym wujku i kapłanie.

To był człowiek ogromnej wiary i modlitwy, ale też wielu talentów, pełen radości życia, którą emanował i zarażał innych. - Mama Róża wspominała, że gdy była zabawa, wujek Hanik wszystkie kuzynki uczył tańczyć. Pięknie śpiewał. Grał na skrzypcach i w szachy. Ludzie do niego lgnęli, emanował koleżeńskością, chęcią bliskości drugiego człowieka, był dowcipny i wesoły - wspomina Kazimierz Trojan, siostrzeniec kapłana. Ksiądz Jan w młodości grał w piłkę ręczną. Trenował w klubie sportowym "Chorzów", a następnie "Azoty". Z drużyną wielokrotnie zdobył tytuł mistrza Śląska, a dwukrotnie tytuł wicemistrza Polski.

- Gra zespołowa kształtuje charakter, uczy pracy w zespole, solidarności i odpowiedzialności. Takie działanie było charakterystyczne dla ks. Jana i przydało się podczas organizowania pomocy konspiracyjnej i charytatywnej - podkreśla siostrzeniec ks. Jana. I dodaje, że wrażliwość na potrzeby najbardziej pokrzywdzonych nadal jest żywa w rodzinie. W czasach głębokiego PRL bliscy ks. Machy zaangażowali się w obronę i ratowanie dzieci poczętych, które były masowo skazywane na śmierć na łonach mam.

- Najpierw stworzyliśmy ruch Troska o Życie, który w latach 80. przekształcił się w Towarzystwo Odpowiedzialnego Rodzicielstwa i funkcjonuje do dziś. W Katowicach powstał ośrodek pomocy dla matek, ale to oddzielna historia. Każdy reżim - czy nazistowski, czy komunistyczny, czy obecna wojna kulturowa - ma swoje ofiary, więc tyrzeba się włączć i pomagać - podkreśla Kazimierz Trojan. - Mama nas prosiła, by nie zapomnieć o Haniku i przekazywać jego przykład z pokolenia na pokolenie. Testament ten choć po części wypełniamy - precyzuje. Ma też nadzieję, że beatyfikacja wujka ożywi w Narodzie ducha i zaowocuje łaskami - m. in. w postaci licznych powołań kapłańskich.

Wzór do naśladowania

Przykład ks. Jana mobilituje nieustannie rodzinędo czynienia dobra. Kolejne już młode pokoelnie słyszy słowa: "Wujek Hanik byłby z ciebie dumny".

- W rodzinnym domu Machów zawsze wisiał portret wujka. Wszyscy od najmłodszych lat wiedzieliśmy, kim był, jak przebiagało jego życie. Gdy rodzina zmagała się z problemami, babciea zawsze mówiła, by prosić Pana Boga o potrzebne łaski za wstawiennictwem wujka - wspomina Marek Trojan.

Przed beatyfikacją ks. Jana Machy Marek Trojan z żoną i dziećmi brał udział w odmawianiu nowenny za jego przyczyną. Orędownictwu wujka rodzina zawdzięcza liczne łaski.

- Do modlitwy mobilizuje nas najstarszy syn, który od najmłodszych lat zafascynowany jest postacią wujka będącego Sługą Bożym - podkreśla pan Marek, który cały czas odkrywa postać brata swojej mamy. Obecnie szczególnie ceni jego kazania, które ukazały się drukiem. W jednym z nich ks. Macha mówił: "Papież Pius V nazwał Różaniec "lekarstwem na ciemność herezji". I słusznie. Ponieważ tam, gdzie odmawia się Różaniec, jest zapewnione życie w wierze". Sam tego doświadczył w więziennej celi. W liście z 12 grudnia 1941 r. pisał: "Moją jedyną radością jest święty Różaniec".

- Wujek podkreślał, by w trudnych chwilach brać do ręki różaniec, by na wzburzone fale tego świata wylewać oliwę Różańca Świętego. Odkąd zaczałem odkrywać życie wujka Hanika, Różaniec jest codziennie obecny w moim życiu. W rodiznie wieczorem modlimy się na różańcu, syn jest w róży różańcowej - dzieli się pan Marek. - Wujek podkreślał też bardzo duże znaczenie sakramentu Eucharystii w życiu katolików. Prosił, by jak tylko ma się sposobność, przychodzić jak najczęściej do Pana Boga przed Najświętszy Sakrament. Jego działalnie było oparte na potężnej duchowości - dodaje.

Dla Marka Trojana przykład wujka jest ogromną inspieracją w życiu duchowym. Zaczął nawiedzać Najświętszy Sakrament przed pracą lub po niej, w ciągu tygodnia stara się uczestniczyć w Eucharystii. Jako historyka zafasynowało go zaangażowanie ks. Jana w walkę niepodległościową. - Byłem zachwycony pracą magisterską wujka. Opracował w niej historię nie tylko parafii św. Marii Magdaleny w Chorzowie Starym, ale też miasta od średniowiecza - podkreśla.

Ksiądz Jan Macha, który wyszedł z ludu i dla ludu się poświęcił, to postać ewangeliczna - wzór do naśladowania, który prowadzi do Chrystusa.

Źródło: Karolina Goździewska, Cel swój osiągnąłem, w: Nasz Dziennik nr 269/20-21.11.2021, s. M2-M3.

Komentarze