Nasz patron

Śląski męczennik po beatyfikacji stanie się patronem Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego. Zapytaliśmy kleryków, czym inspiruje ich Hanik.

Diakon Łukasz Płaczek, VI rok
Dla mnie poznanie przyszłego błogosławionego było o tyle ważne, że jego życie było skoncentrowane wokół bliskich mi kościołów. Pochodzę ze Świętochłowice i bywałem zarówno w jego rodzinnej parafii św. Marii Magdaleny w Chorzowie, jak i w parafii św. Józefa w Rudzie Śląskiej, gdzie posługiwał. Wtedy nawet nie wiedziałem, że podążam śladami przyszłego błogosławionego. Dzięki temu mocniej do mnie dotarło, że osoba stąd może zostać świętym czy błogosławionym. Co więcej - świętość nie zależy od okoliczności, w jakich żyjemy, nie opiera się na spektakularnych działaniach, czy wysokim stanie urodzenia. Ksiądz Jan był "zwykłym" księdzem, robił to, co każdy duszpasterz powinien robić, wszystko poświęcił dla drugiego człowieka. I "tylko tyle", co jak się okazało, ostatecznie znaczyło "aż tyle".
Uderza mnie także fakt, że ks. Macha działał społecznie, mimo że wiedział, jak to się może skończyć. Przecież mógł się ograniczyć tylko do sprawowania sakramentów, wycofać się do "bezpiecznych" zadań kapłańskich. Dzisiaj często samo przyznanie się do bycia wierzącym możę rodzić dyskomfort. Inaczej świadczymy, ale pytanie o gorliwość pozostaje to samo: czy potrafimy mówić głośno, stanąć w obronie wiary?

Ksiądz Jan pokazał również, jak ważna dla każdego kapłana powinna być ofiara: czasu, środków materialnych. To powinno być czymś normalnym, naturalnym, że robimy coś dobrego dla innych. Bez wielkich akcji, małymi kroczkami, bez tłumu, czase w ciszy. Musimy o tym pamiętać, żeby nasze powołanie stawało się drogą do świętości.

Kleryk Pawła Kaszuba, IV rok
Księdzu Janowi wystarczyło tylko kilka lat kapłaństwa, by napisać piękny życiorys. Uświadamia mi to, że świętości nie mierzy się czasem, ale ogromem serca, maksymalnym oddaniem się Bogu. Ksiądz Macha już podczas II wojny światowej czynił miłosierdzie, o którym Kościół słowami papieża Franciszka mówi dzisiaj tak wiele. Chciałbym swoje bycie klerykiem i kapłaństwo w przyszłości kształtować w podobny sposób. Ze "świętego spokoju" wytrąca mnie pytanie: "Czy ja umiałbym oddać życie za wiarę?". Czasem słyszę od ludzi zatroskanych o mnie, czy wiem, w co się pakuję, że Kościół "już się zwija". Odpowiedzią jest dla mnie wierność ks. Jana, silniejsza od lęku przed śmiercią i sięgająca poza granice doczesnego życia. W odkrywaniu i zrozumieniu postawy ks. Machy pomógł mi spektakl, w którym grałem z dwoma innymi klerykami: "Oliwny balsam - męczeństwo ks. Jana Machy". Szczególnie utkwiła mi w pamięci scena, gdy jako strażnik przynoszę skazańcom papier i ołówki, by mogli napisać listy pożegnalne. To dla nich ostateczny sygnał, że tej nocy zakończą życie. Nie radzą sobie z emocjami: gniotą kartki, ciskają ołówkami, nie potrafią napisać ani słowa. Ksiądz Jan przeciwnie - jest pełen spokoju, ufa Bogu, pociesza współwięźniów i rodzinę, pisze słynne słowa: "Bez jednego drzewa...". W czasach, kiedy wokół nas jest tyle poplamionych grzechami, porzuconych sutann, ks. Macha dobitnie pokazuje, co znaczy wierność kapłaństwu. Choć nie dostał się za pierwszym razem do seminarium, nie obraził się na Kościół - spróbował za rok. Był solidnym duszpasterzem, współpracował z proboszczem, wyróżniał się konsekwentną wiarą, a ostatecznie był w stanie oddać za nią życie. Gdy coraz częstsze wiadomości o grzechach księży czy rezygnacji z kapłaństwa mogązwłaszcza nas, kleryków, wybijać z ustalonych torów, ks. Macha wydaje się czytelnym drogowskazem i patronem na dzisiejsze czasu.

Kleryk Łukasz Porwit, IV rok
Razem z Pawłem Kaszubą i Dominikiem Piórkowskim wystąpiłem w sztuce "Oliwny balsam - męczeństwo ks. Jana Machy". Graliśmy strażników więziennych, którzy wyprowadzają skazańców na śmierć. Ja byłem tym, który zabierał ks. Jana. Mój bohater widział w nim dobro, nie był do końca przekonany, że ks. Macha powinien zginąć. To było naprawdę mocne doświadczenie, pozwalało spojrzeć na całą tę sytuację od środka, wyczuć, jak to mogło wyglądać. Szczególnie moja kwestia: "Macha Jan, wychodzić!" została ze mną długo.

Bardzo cenię wrażliwość na drugiego człowieka, którą miał ks. Jan. On potrafił zauważyć potrzeby innych, nie czekał na zaproszenie do działania. Pokazywał także, że nie trzeba mierzyć nie wiadomo jak wysoko, że wystarczy "zwyczejne" działanie. Również dzięki niemu wiem, że liczy się spotkanie z drugim człowiekiem, niepotrzebne są fajerwerki, ważniejszy jest konkret dnia codziennego.

Diakon Marcin Głąbek, VI rok
Ks. Jan Macha pokazuje, że droga, którą obieramy w życiu, jest drogą do świętości, wystarczy się w całości oddać Panu Bogu. Życie ks. Jana odnoszę do obecnej sytuacji chrześcijan na całym świecie. Czasem zapominamy o tym, że chociaż nas to nie dotyczy, ciągle są regiony, w których ktoś oddaje życie za Chrystusa. GDzieś po głowie kołacze mi się pytanie: "Czy ja bym tak umiał? Czy byłbym gotowy stanąć za Chrystusem i złożyć ofiarę z siebie?". Jednocześnie bardzo lubię tę zwyczajność, która bije od ks. Jana. Był takim "ludzkim księdzem", potrafił być z drugim człowiekiem, zatroszczyć się o każdą stronę jego życia. Być zawsze blisko, zauważać i rozumieć codzinne życie i potrzeby drugiego człowieka. Myślę, że to ważne dla nas, przyszłych księży, by każdego dnia stawać się jeszcze bardziej "ludzkimi", empatycznymi. Może ks. Jan nie był orłem w szkole, ale świetnie sobie radził w kontaktach z innymi. Daje nadzieję, że każdy może być błogosławionym - to przecież zadanie dla każdego z nas! Jako diakon uczę się też od ks. Machy staranność w przygotowaniu homilii. On miał ogromny szacunek dla słowa Bożego i do swojego odbiorcy. Zachował się po nim ogromny zbiór kazań. Dziś to proste - wystarczy zapisać plik w odpowiednim folderze. Ksiądz Jan wszystko starannie notował. Przebija z tego działania troska o jakość przekazu. Znaleziono przecież więzienne notatki do kazania na święta 1942 r., któego nie zdążył wygłosić. Czy nie przygotowywał się na ostatni moment, musiał już w listopadzie spisywać jakieś myśli, intuicje. Taka postawa powinna być wzorem, staram się o tym pamiętać, kiedy przygotowuję się do kazań.

Źródło: Marta Sudnik-Paluch, Nasz patron, w: dodatek do Gościa Niedzielnego z dnia 14.11.2021 r., s. 10-11.

Komentarze